Ból, tęsknota i brak by z kimś normalnie porozmawiać ten problem dotyczy nie tylko osób w podeszłym wieku, które znajdują się w szpitalu. Ale także młodszych osób, większość przekraczając próg oddziału szpitalnego zaraz krzyczy „Żadnych studentów". Trochę mnie to dziwi, bo jakoś nauczyć się muszą, często to oni więcej okazują pacjentowi więcej empatii niż lekarz czy też pielęgniarka. Przyjdą, zapytają, wysłuchają i jeżeli będzie nam czegoś potrzeba przyniosą, to są ludzie, którzy przeżywają każdą śmierć, każde zdarzenie w wypadku i każdą ranę inaczej. Ale jedno jest pewne starają się, by tych emocji nie okazać przy pacjencie, gdy opuszczą takiego za rogiem za raz się rozpłaczą...
„Pacjentka z sali numer 7” nie jest zwyczajną książką, momentami może irytować, ale i tak Ciebie zawoła do siebie i okaże tą swoją drugą stronę. Wyjaśni jak wygląda, praca w szpitalu, jak stażyści radzą sobie z tą pracą, jakie emocje nimi targają, jak jedzą oraz jak śpią i gdzie. Momentami bawi aż do łez, by za chwilę sprowadzić czytelnika do pionu oraz do chwili refleksji nad życiem. Nie jest to książka, o której zapomnisz za chwilę, za każdym razem jak widzę ją na półce z książkami śmieję się. Wniosła trochę świeższego spojrzenia na życie.
Cała książka jest napisana jakby ta cała sytuacja działa się w siedem dni, tytułowa bohaterka książki z ognistymi włosami pełna werwy do życia i z uśmiechem do ucha do ucha. Skrywa pod tą maską coś innego, chorobę nieuleczalną oraz serce pokrojone na miliardy kawałków. To tęsknota w niej się odzywa, stażyści starają się ją utrzymać przy życiu, bo „niedługo” jej syn pojawi się w szpitalu... A to wulkan wybuchł, a to mgła na lotnisku opóźnia lot, kobieta żyje z pewną tajemnicą i nie potrafi się z tą stratą pogodzić. To oni właśnie podtrzymują ją przy życiu dla niego, ale...
Robią to na zmianę, mają grafik, ale warunek jest jeden muszą to być zabawne historie, opowiadają jej historie, które wydarzyły się kiedyś lub tego samego dnia podnoszą ją na duchu. Ale ona z dnia na dzień słabnie, dopiero gdy prawda wychodzi na jaw...
Każdym z nich targają ogromne emocje, czują się jakby to był ktoś z ich bliskich i zadał ranę nożem prosto w serce. Ale prawda jest brutalna, świeczka zostanie zdmuchnięta szybciej niż Morfeusz przywędruje swym szlakiem...
Nie jest to książka, która będzie się ciągnąć jak kolejka w sklepie przed świętami, ale bardzo szybko ją się czyta, lekka i humorystyczna. Kupiona pomiędzy pomidorami a żelkami, polecisz mi jakąś ciekawą książkę? Bo szukam i szukam a kryminałów mam przesyt...
0 Komentarze
Chcesz skomentować? Super! Chcesz wkleić link? Zastanów się dwa razy, czy sama to też lubisz u siebie? SPAM nie jest mile widziany.