Jak skrywana we wnętrzu małży perła, tak jak puszka pandory skryta na dnie oceanu, tak jak ta tajemnicza tabliczka czekolady ukryta przed każdym i czeka na tą gorszą chwilę, by zatopić w niej usta, by rokoszować się chwilą. Chwilo trwaj można by rzec, ale ta chwila to nie tylko ułamek sekundy to od Ciebie zależy jak dany czas wykorzystasz. Relaks? Słowo, pod którym skrywa się wiele zadań, ale najważniejsze to odpoczynek i zrobienie coś dla siebie. Dla niektórych to jest wizyta u kosmetyczki, dla innych przesiadywanie cały dzień w piżamie i skakanie jak pchła szachrajka po kanałach telewizyjnych, ale o gustach się nie dyskutuje. Każdy z nas jest inny, każdy ma inny sposób na relaks i ja też. Często pada pytanie „A ty jak się relaksujesz?” Czasem na odczepnego mam ochotę powiedzieć, że rozkoszuje się widokiem sunącego mopa po podłodze, sprawiającego, że oddziela się warstwa brudu od czystości i nieskazitelności. Serio? Żartuję! Ha
Do relaksu potrzebne są mi cztery rzeczy dobra literatura, bez której żyć nie potrafię, uwielbiam zmęczyć wieczorem oczy aż same się zakleją. Niewyobrażam sobie takiej chwili bez muzyki, bez gorącej kąpieli przyprawionej szczyptą soli oraz maseczki. Ale po kolei...
Czytasz więc żyjesz podwójnie.
Często mam po książkach kaca, parę dni dochodzę do siebie, gdy doczytam ostatni akapit, muszę przetrawić i czasem ostro zaklnąć, bo inaczej się nie da! Głucha cisza, gdzieś delikatnie kot mruczy albo wywraca miskę z wodą, a wszystko w ramach manifestu, bo miska pusta. Koty to złośliwe zwierzęta, wspominałam już o tym? Na wakacje potrzebuję czegoś lekkiego, od kryminałów odeszłam i nie mam ochoty do nich wracać aktualnie, taka separacja jest przydatna... Obowiązkowo lekka, lżejsza niż cały karton piórek unoszących się na delikatnym podmuchu wiatru tak i ona utkwi Ci w pamięci. „Światło które utraciliśmy” na pierwszą myśl chcąc coś o niej napisać następuje cisza, bo nie jest to typowa książka, która za chwilę zaciągnie Cię w kąt i każde czekać na rozwój sytuacji. Jest lekka, pokazując co się dzieje w obliczach tragedii, jaką była katastrofa WTC 11 września, pokazuje trud życia i ciągłe zmaganie się z wiecznymi pytaniami oraz gdybaniem. Opowiada przepiękną historię Lucy i Gabe'a. Pierwsze spotkanie, pierwsze zauroczenie i pierwszy pocałunek później następuje pewien zwrot akcji, bo Lucy zostaje odtrącona przez niego, wybrał swoją „byłą". Aż do pewnej imprezy gdzie jej przyjaciółki szaleją i ona z nimi, dostaje tajemniczego drinka od przystojniaka stojącego przy barze. Tak to był on, Lucy opowiada tę historię i pisze ją do niego, wielokrotnie zadając jemu pytania, czy pamięta...
Gabe zachował się egoistycznie, przekreśla ich związek, bo chce spełniać marzenia, bo chce fotografować, wyjeżdża i jej świat legnie w gruzach. Przez przypadek pozna swojego męża, ale czy to jest to, czego oczekiwała od życia? Hm, cały czas go porównuje do swojej pierwszej miłości, bo podobno kocha się tylko raz i to prawda. Przepiękna i tragiczna historia, która wciągnie czytelnika i nie da o sobie tak szybko zapomnieć. Czytając ją wylejesz nie jedną łzę, ale warto! Warto ją przeczytać, premiera jej w środę 5 lipca.
Dawno nie czułam się tak po przeczytaniu książki, pewnie zadajesz sobie pytanie jak? Dziwnie, rozdarta, a zarazem pragnąc przytulić Lucy. Wrócę do niej nie raz jeszcze, obowiązkowo lektura na wakacje.
Łaźnia w łazience
Otwierasz drzwi czujesz się jakbyś przemieszczała się do innego świata, tam, gdzie wypełnione są hałdy pary i tam, gdzie słychać delikatny jęk i skwar gorąca, ale zaraz uświadamiasz sobie, że jesteś w domu. I to twoja łazienka przypomina tę łaźnię, którą przed chwilą wyobraźnia Ci pokazała, do tego aromatycznie kusząco pachnie. W pośpiechu zaczynasz zrzucać z siebie ubranie, wrzucasz je do kosza na pranie albo nogą odsuwasz na bok... Parująca woda bucha swym gorącem, do tego delikatnie przypomina morski kolor i przepięknie pachnie tak jak zapach trawy o poranku pobudzi Cię do dalszego myślenia, delikatnie ukoi zmysły. Zamknij oczy rozkoszuj się tą chwilą, twoje ciało zazna odprężenia zrzuci ten zbędny balast co ciążył od paru dni na nim, delikatny relaks i po chwili zaczynasz inaczej wszystko dostrzegać. Zazwyczaj do kąpieli sięgam po płyny do kąpieli, ale ostatnio coraz chętniej sięgam po sole czy też magiczne kulki mocy z Balei. Wypełniają swoim zapachem całą łazienkę, nawet po opuszczeniu jej rano ten sam zapach poczujesz w niej. Uwielbiam!
Muzyka łagodzi obyczaje...
Jak już wspominałam każdego dnia towarzyszy mi muzyka, zazwyczaj jest to ta, co leci w radiu, na którą już dawno przestałam zwracać uwagę. Uwielbiam słuchać tylko paru melodii to one działają na mnie inaczej, to one mają w sobie coś magicznego i przez chwilę trwającego. Przez x czasu było to utrudnione, powód? Moje zostały w dość brutalny sposób uśmiercone, kabelki wyrwane i szybka wizyta w sklepie z elektroniką. Wydawała się z pozoru taka mało skomplikowana, bo to tylko przecież słuchawki, taaa jasne... Wkraczając na dział z nimi, dostałam niemałego oczopląsu, różowe, zielone fioletowe i każde krzyczały weź mnie kup. Ale nie dałam się tej psychologii, bo każdy produkt w sklepie znajduje się nie przez przypadek tam, gdzie jest położony, dlatego też zerknęłam na dolną półkę gdzie leżały przyjemne dla oka pięć rodzai. I co najpiękniejsze! Zero różowych! Nienawidzę różowego, przeraża mnie on tak samo, jak osoby co chodzą ubrane na różowo, słodkie? Nie to jest obrzydliwe! Wybrałam w kratę słuchawki, które w domu mnie na chwilę ogłuszyły swoją głośnością, a jakie basy piękne dają! Cudo! Najchętniej na nich słucham tych paru melodii, melodia ulotna łagodząca obyczaje, ale zwierzaka scenicznego kocham! Mowa o tym młodszym, bo ten starszy show dobre robi, ale śpiewać nie potrafi, no cóż...
Mąką po twarzy...
Ostatnio zawitały do mnie nowości, brzmiały obiecująco i kusząco, po obejrzeniu filmiku prezentującego tę maseczkę zrobiłam wielkie wow. Więc gdy tylko słońce wyłoniło się zza tej cholernej ciemnej chmury, bardzo szybko zdjęcia robiłam, jeszcze dłużej wyczekiwałam momentu, gdy tylko będę mogła ją nałożyć na twarz. Szybki demakijaż, oczyszczenie, peeling i lecimy z tematem. Na opakowaniu nie ma zamieszczonej informacji ile można trzymać maseczkę więc pięć minut uznałam za czas wystarczający, szczególnie że ostatnio chodzę trochę opalona. Konsystencja jej delikatna kremowa, bardzo łatwo rozprowadza się po twarzy i po tym czasie zmyłam ją. Było jeszcze większe wow i step przekleństw, bo wyglądam jak idiotka z ciemnymi okularami. Twarz mam jakby przyprószona mąką, rozświetloną, gładką i piękną. No ale te oczy, czas to tylko wybielić jakoś. Efekt ten utrzymuje się po przemyciu twarzy micelem, ale nie jest ona już tak nieskazitelnie biała. Tak więc idealne wybielenie? Tylko z maseczką od DermoFuture, nowość, którą warto mieć, szczególnie że wyprodukowana została w Korei, ale pakowana u nas. Cena za opakowanie to koło 13 zł. Jeżeli relaks to nie wyobrażam go sobie bez rytuału maseczkowego...
0 Komentarze
Chcesz skomentować? Super! Chcesz wkleić link? Zastanów się dwa razy, czy sama to też lubisz u siebie? SPAM nie jest mile widziany.