#13 "Światło które utraciliśmy"






   Są książki, które utkwią na długo w pamięci, bohaterów nie chcesz opuścić na chwilę i nawet gdy zamkniesz ostatnią stronę, czujesz się jak rozbite lustro na części pierwsze. Dwa dni później próbujesz sięgnąć po kolejną, by zatopić swą wyobraźnię w czymś innym, ale nie możesz, masz kaca książkowego... 




   Żyjesz dalej tą samą historię i sięgasz ponownie po tą samą, odkrywasz ją na nowo i dostrzegasz inne rzeczy, patrzysz na nią z innego już punktu, bo pomimo że wiesz jak się ona zakończy. Podczas oglądania bajki „Król lew” za każdym razem, każdej osobie w tym samym momencie delikatnie cieknie łza, tak i w „Światło, które utraciliśmy” będziesz płakać jak bóbr. Ale wracając do samego początku...





   Pamiętam ten dzień jak dziś, wiadomości i napis pilne, widok ludzi skaczących w tle dwie runące na ziemie wieże. Później pozostał tylko popiół, strach, łzy i ruiny tak wyglądał 11 września. Właśnie tego dnia poznajemy Lucy i Gabe, panuje popłoch i niedowierzanie tego dnia ludzie robią różne dziwne rzeczy. Są bezpieczni, bo znajdują się w innym stanie, tylko telefony od bliskich nie mają końca. Między nimi rodzi się chemia, a jak wiadomo jak nie ma chemii to sok jest jednodniowy. Czar pryska jak bańka mydlana na rozdaniu świadectw, gdy Lucy, widzi swego wybrańca ze swoją „byłą” dziewczyną aż do dwudziestego marca, kiedy wybiły jej dwudzieste trzecie urodziny. Gdzie wybrała się z Julią oraz Alexis świętować swój dzień, było szaleństwo, była papierowa korona i martini z sokiem jabłkowym. W pewnym momencie dziewczyny dostają trzy tajemnicze drinki, od cichego wielbiciela znajdującego się przy barze to był Gabe. Od tego dnia wszystko się zmienia, przyciągają do siebie jak dwa magnesy... On pragnący zostać fotografem, już od czasów studiów potrafił uchwycić dziwny kadr zapadający w pamięć, przekazywał emocje w ten sposób. Lucy kobieta pragnąca Gabe każdym kawałkiem ciała i rozwijająca się w pisaniu scenariuszy, ale... Ale pewnego dnia on stawia ją przed wyzwaniem, sam podjął w tajemnicy decyzję postawił na karierę i tylko od niej zależało czy zechce z nim żyć na walizkach. Tyle że koło niego i z nim, wybiera inną drogę. Przez totalny przypadek poznaje Darena i od tego czasu dostaje przezwisko „papierowa panna” a to wszystko za sprawką jednej listy...




   Lucy to była muza Gabe, jego światło i jego pierwsza modelka, jak potoczą się ich dalsze losy? Nie tak jak Ci się wydaje, nie da się tej książki rozgryźć ona w pewnym momencie robi zwrot o 360 stopni i wbije Cię w fotel. Gdy dobrniesz do ostatnich stu stron nie oderwiesz się ani na chwilę...
Cała książka pisana jest jakby w formie pamiętnika, przywołuje wspomnienia i wiele razy Lucy pyta się jego czy pamięta ten dzień, czy tamtą jej bieliznę, całość pisana jest w dziwnym tonie, ale nie przez przypadek. Po przeczytaniu i po wylaniu parunastu łez, po zrobieniu paru głębokich wdechów pozostaje wyciągnąć parę lekcji. Ukazuje ona światło nam na to, co by mogło się wydarzyć, gdyby pierwszej miłości nie wypuściło się z rąk, pokazuje co by mogło się stać, gdyby ta druga szansa... „Światło które utraciliśmy” książka niezwykła, pragnąca by czytelnik zastanowił się przez chwilę nad swoim życiem, czy jest szczęśliwy i dlaczego doszukuje się pewnych kłamstw oraz tego, jak powinno czerpać się z życia garściami.


Prześlij komentarz

0 Komentarze