Długo zastanawiałam się czy pisać o książce "Cymanowski młyn". Pewnie zastanawiasz się dlaczego, a to nie jest aż tak proste. Bo z jednej strony lubię twórczość Witkiewicz, lubię gdy autorzy piszą z kimś innym w duecie książki, bo dzięki temu poznajemy kogoś innego styl. A także to nas skłania, by poznać tego drugiego autora twórczość. Ostatnio mam wrażenie, że autorzy wydają książkę bo tak trzeba. Brakuje im dopracowania, pomysły mają ale oni idą po najbezpieczniejszej linii oporu. Bo tak trzeba, bo to się innym podoba. Ale czy nie warto czasem, porzucić tą cholerną strefę komfortu i zrobić coś innego? Warto. Książka "Cymanowski młyn"promowana jest jako mistrzowskie połączenie thrillera i powieści obyczajowej. Jak to wyszło?
Może zacznijmy pierw od początku, czyli od samej treści książki. Małżeństwo przechodzące kryzys, czyli Maciej i Monika. Otrzymują list, a w nim zaproszenie do pobytu w pensjonacie. Który jest odcięty od cywilizacji, otoczony oazą ciszy i łonem natury, każde z nich ma swoje zdanie na temat tego pobytu. Nie chcą jechać, ale jednak z drugiej strony chcą ratować swe małżeństwo. Pierwszy dzień to wyzwanie, bardziej dla Macieja bo musi walczyć ze swym uzależnieniem od telefonu. Bo tam nie ma zasięgu to raz, a dwa są odcięci od internetu. Parę dni trwa sielanka, na nowo cieszą się sobą i drobnostki sprawiają im radość. Aż do czasu gdy Maciej musi wyjechać, bo coś pilnego się w pracy stało, nie chce zdradzić swej małżonce o co chodzi. Ta pomimo swej irytacji, godzi się z tym że on znika na parę dni. Tak trafia w ramiona Łukasza, syna właściciela pensjonatu...
I tutaj urwę, bo nie będę się rozpisywać o samej fabule. Bo ona do 160 strony, kręci się na najwyższych obrotach, czyta się lekko i wciąga. Po tych magicznych 160 stronach, cała akcja to jakieś nieporozumienie. Ciągnięta jest na siłę cała akcja, do tego czyta się opornie i niektóre wątki, są tak żenujące... Dodatkowo miało to być połączenie thrillera, ale oczekiwałam po tej książce dreszczy ostrych. Otrzymałam spore rozczarowanie, były tylko dwie sceny które czytałam z zapartym tchem i tylko dwa razy przebiegł mnie dreszcz. To jest zwyczajna powieść obyczajowa, nic więcej... Książka która ma ponad 400 stron, a jakby ja skrócić to 250 była by idealna. Do tego jeszcze końcowy epilog, składający się z 50 stron. Cieszę się że ją czytałam ją na Legimi, cieszę się że poznałam styl Dardy bo to on jest najbardziej warty uwagi. A ta książka to totalna porażka, miało być idealnie a wyszło...
14 Komentarze
Szkoda tych rozczarowujących spotkań z książkami, gdy można było przeznaczyć czas na lepsze przygody czytelnicze.
OdpowiedzUsuńOczywiście że tak :)
UsuńNiestety zjawisko, które opisujesz jest coraz częstsze albo ja mam pech.
OdpowiedzUsuńNiestety to jest coraz częstsze...
UsuńMnie też rzadko teraz jakaś książka wciąga od pierwszych stron.
OdpowiedzUsuńCzasem i tak bywa, kiedyś znajdziesz taką która Cię wciągnie odrazu...
UsuńHmmm chyba nie czytałam takiej książki pisanej w duecie ... zaciekawiłaś mnie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
pewnie bym się strasznie wymęczyła przy tej książce
OdpowiedzUsuńno nie fajnie, że tak rozczarowała, ja chyba też bym się męczyła ...
OdpowiedzUsuńSzkoda że po 160 kartkach robi się nieciekawie. Pewnie też bym była zażenowana.
OdpowiedzUsuńNo cóż mogłabym ptaszki pod zarzutami stawiać :P
OdpowiedzUsuńczytałam, mega książka. Ta akcja, jej super
OdpowiedzUsuńBardzo lubię książki, które lekko się czyta, aczkolwiek fakt, że po tych 160 stronach robi się nieciekawie nie zachęca :/
OdpowiedzUsuńNie mialam okazji jeszcze sie z nia zapoznac :)
OdpowiedzUsuńChcesz skomentować? Super! Chcesz wkleić link? Zastanów się dwa razy, czy sama to też lubisz u siebie? SPAM nie jest mile widziany.