Ile razy, mówiłam sobie, by przestać czytać literaturę faktu. Tyle samo razy, kupowałam kolejną książkę z tematyką obozową. Która nie należy do lekkich, ale coraz częściej wydawnictwa wydają książki tego typu. Dlaczego? Bo bardzo dobrze się sprzedają. Chociaż niektóre, nie powinny być zaliczane do tej tematyki. Bardzo wiele takich książek, pokrywa się faktami i nie robi na czytelnikach wrażenia. Po prostu są to dodane nowe zdania i nic więcej. W zeszłym roku, pod wpływem innych opinii kupiłam książkę „My dzieci z obozów". Każdy głosił, że jest to mocna i brutalna książka. Pełna emocji i ogólnie naj naj. No i tak, kupiłam. Całkiem niedawno, do niej porządnie przysiadłam. Czego od niej oczekiwałam? Tego, że mnie zaczaruje. Że będzie brutalna i mocna. A także, że dowiem się wielu nieznanych mi faktów.
„My dzieci z obozów” jak bardzo łatwo domyślić się po tytule, opowiada historię dzieci. Tym razem trójki dzieci, autorka bardzo wnikliwie pokazuje nam drogę ich rodziców, a szczególnie matek jak trafiły do obozów. Jak żyły, nim tam trafiły. Jakie relacje miały z rodziną swoją i mężów. Jak żyły w gettach. I kiedy dowiedziały się, że są w ciąży. Nie raz stając przed Mengele, który pytał, czy są w ciąży. Nie raz, modląc się czy uda im przeżyć na tej wodnistej brei oraz kromce szarego chleba. Ujrzymy obraz, nędzy i rozpaczy. Trzech kobiet, które wychudzone przez pobyt w obozie koncentracyjnym stały się wrakiem kobiet. Czasem ważące niespełna trzydzieści kilogramów i w ciąży. Walczące o każdą minutę życia, walczące dla tego dziecka, które ma się niedługo pojawić na świecie. W świecie, którym rządzą ludzie bez serca. Gdzie egzekucje są na porządku dziennym. Obraz apokalipsy, którą ludzie zgotowali innym, bo uważali się za lepszych. Czy słusznie? Nie. Każdy człowiek ma prawo do życia. Wojna to było straszne piekło, ale w tym piekle żyli ludzie. Rodziły się dzieci. Kobiety musiały kłamać, by nie okazać, w jakim są stanie. A także, ukrywać go do bardzo długo aż do rozwiązania... Często w obozach dzieci, były zabijane lub topione w beczkach. Okropne, ale prawdziwe. Dzieci rodziło się bardzo dużo. Chociaż niektóre źródła twierdzą, że było to niespełna tysiąc istnień. Czy to prawda? Autorka książki, przytacza, że w latach 1943 i 1944, urodziło się około półtora tysiąca dzieci w obozach.
Ile dokładnie dzieci, urodziło się w obozach? Tego nie wie nikt. Są to szacunkowe liczby, wszędzie podawane około. W książce poznamy losy trzech kobiet Priski, Racheli oraz Anki. Muszę przyznać, każda z nich miała ogromną odwagę. Nie raz stając, oko w oko ze śmiercią. Nie raz, widziały ją na własne oczy. Życiowa książka, której historię napisało samo życie. I czytało ją się bardzo lekko, przeczytałam ją cała w jeden dzień. Nie była ona brutalna ani mocna jak wiele osób zapewniało. Była to typowa książka obozowa, gdzie poznajemy fakty o trójce kobiet i ich dzieciach, urodzonych w obozach. Najmocniejszą była dla mnie „Brunatna kołysanka”, o której pisałam w tym wpisie. Już mocniejsza od tej książki, była „Dziecięcy płacz”, która skupiała się na szerokim pojęciu dzieci i obóz. Także o niej pisałam, odsyłam do tego wpisu.
Jak na dziesięć rozdziałów, które znajdziemy w tej książce. Porwały mnie tylko dwa, pierwszy to o Auschwitz. Gdzie autorka, opisała dość dokładnie życie tych trzech kobiet, jak były badane i jakie miały wrażenia, gdy otworzył się wagon bydlęcy. Aż do momentu wywozu ich dalej, a także, gdy odnajdywały swych mężów w obozie. Przyznaję temat istotny, chociaż trochę jakby liźnięty na szybkiego i po łepkach. Drugim rozdziałem, który mnie dość mocno zainteresował to pociąg. W którym, zostało opisane dość szczegółowo jak utrudniano Niemcom, wywóz ludzi dalej. Po prostu wysadzano tory albo uszkadzano semafory, by musiały one stanąć w miejscu. Gdy pociąg stanął na stacji w Czechosłowacji, ludzie zaczęli interesować się pociągiem. Co w nim jest, chociaż wielu z nich słyszało, co Niemcy robią ludziom. Uważano to za plotki, dopiero gdy drzwi wagonów bydlęcych się otworzyły. Ludzie dojrzeli innych, doszczętnie wychudzonych, kobiety w ciąży. Których widok powodował u mężczyzn omdlenia. Dawał do myślenia i starali się, dostarczyć im jedzenia. Udawało się, chociaż nie zawsze, oficerowie gestapo chcieli by im wręczano jedzenie. Lecz gdy jeden z więźniów powiedział, by nie dawać im jedzenia, bo więźniowie nie dostaną jego. Wręczono tylko i wyłącznie w ich ręce, posiłki. Ludzie z całego miasteczka chcieli im pomóc. Przynosili ile mogli, a także, gdy usłyszano płacz niemowlęcy, organizowano dla tych dzieci ubranka. A także wyprawkę, matce wręczano. Dla niektórych znaczyło to niewiele, dla nich było to bardzo dużo. Promyk nadziei w tym piekle. Nie będę do końca pisać o tym dziale, ale warto go przeczytać.
I tak dochodzę do samego końca, gdzie poruszyłam wszystko co chciałam z tej książki. Niektóre tematy są liźnięte, niektóre są zbyt mocno rozbudowane. W całej książce znajdziemy pełno zdjęć. Gdzie trójkę naszych bohaterek, możemy poznać. A także ich rodziny i dzieci, które przeżyły obóz. Cała książka narobiła sporego szumu. Ale tak naprawdę ten szum jest mocno naciągany, nie porusza tego tematu dogłębnie. Nie jest ani mocna, ani brutalna, lecz lekka. Może z trzy razy, podczas czytania coś mnie zaskoczyło. Ani jednego razu, nic mnie nie chwyciło za serce i poruszone zostały we mnie te emocje, których oczekiwałam. Czasem mam wrażenie, że niektóre osoby piszące o książkach obozowych, czytają pierwszy raz z tej tematyki. I dla nich każda książka to mocna i brutalna.
3 Komentarze
Zapowiada się trudna, ale ciekawa lektura. Zapisuję tytuł sobie.
OdpowiedzUsuńNie jestem w stanie czytać o dzieciach w obozie, dla mnie to ponad moje nerwy :(
OdpowiedzUsuńJak ją znajdę chętnie przeczytam..
OdpowiedzUsuńChcesz skomentować? Super! Chcesz wkleić link? Zastanów się dwa razy, czy sama to też lubisz u siebie? SPAM nie jest mile widziany.